Przejdź do głównej zawartości

Trzy małpki w kieliszku, czyli jak smakuje słynny blended malt Monkey Shoulder - recenzja - #whisky #3

Dziś w moim kieliszku gości słynna Mon-key Shoulder, jedna z najpopularniejszych whisky typu blended malt na rynku światowym.

Obecna jest na rynku od kilkunastu lat i jeśli się nie mylę, zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce najlepiej
sprzedających się whisky słodowych. 

Czy jest tak smaczna, jak mówią? Sprawdziłem!

Barwa: jasnobursztynowa, słomiana, jasna.

W nosie łagodnie, cytrusowo (skórka cytryny i grapefruita), dość słodko i zbożowo. Obecna jest lekka nuta karmelu, dębina i wanilia, trochę akcentów trawiastych, mokrych liści.

Po chwili dochodzą do głosu nuty gotowanych jabłek, lekka gruszka i niezbyt lubiany przeze mnie lakier, który na szczęście nie przykrywa innych aromatów. Przyjemnie, nic się nie wybija, nic nie dominuje, ale wszystko tworzy dość spójną całość.

Alkohol lekko wyczuwalny, ale w żaden sposób nie poczytałbym tego jako wady.. To tylko 40%. Dość dobrze ukryty.

8/10

W ustach początkowo bardzo łagodna, słodka, karmelowa. Po chwili uwalnia smak zboża, dębiny, jabłek i skórek cytrusów. Przyznam szczerze, że zapach obiecuje nieco więcej. 

6/10

Finisz  - słodko, dębowo, niezbyt trwałe. Szkoda.

5/10

Nie jest to trunek znacznie wyróżniający się jakością czy złożonością, ot przyzwoita pozycja na stosunkowo niewielkie pieniądze (można ją dostać za ok 110 zł).

Sądzę jednak, że bez problemu może stanowić idealną butelkę na start, jako pierwsza poważna pozycja na liście degustacyjnej, jeśli wcześniej miało się okazję próbować jedynie popularnych blendów pokroju Red Label, Chivas Regal 12YO czy Ballantines.

6-/10, 


Ps. Wiecie, skąd nazwa? Terminem “monkey shoulder” nazywa się uraz barku, jakiego ponoć często nabawić się mogą osoby odpowiedzialne za przerzucanie jęczmienia w słodowniach (robi się to specjalnymi łopatami).

Skala ocen WHW

1 - niepijalna
2 - idealna na prezent dla nielubianej osoby
3 - raczej do picia z colą lub zimna
4- raczej do picia z lodem
5 - znośna solo, ewentualnie z odrobiną wody
6 - poprawna, przyjemna dla nosa, raczej pić solo
7 - przyzwoita whisky, 
8 - bardzo dobra
9 - świetna, bogata, nietuzinkowa
10 - mój top of the top

(Oceny mają charakter subiektywny, mogą, ale nie muszą stanowić wyznacznika jakości i gustu dla Ciebie). 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rafiki - wino, które zrzuciłbym ze skały... #recenzja #wino

Jakiś czas temu wracałem sobie z pracy w piątkowy wieczór, sobotę miałem wolną, więc uznałem, że pora na test kolejnego wina. Tym razem postanowiłem zainwestować coś około 20 zł w produkt ze sklepu z płazem w logo. I wiecie co, nie polecam. Po zapoznaniu się z ofertą, mój wybór padł na Rafiki Pinotage Semi Dry, jeszcze nie spodziewałem się, jaką bazookę udało mi się kupić za stosunkowo niewielkie pieniądze (jeśli mnie pamięć nie myli, 16,99). Nos słodki, owocowy, lekko kompotowy, pachnie ładnie, zachęcająco. Pojawiają się wiśnie, rozgotowane truskawki, lekka dębina, może jagody, może jeżyny. Przykryte słodyczą, wszak to wino półwytrawne. O ile w zapachu jest nieźle, to smak pozostawia wiele do życzenia.  Nos: 5/10 Na początku czerwone owoce, potem, gdy pierwsze wrażenie mija, pojawia się pustka. Wino jest absolutnie bez wyrazu, nie ma ciała, nie ma krągłości, poza owocowością i sporą ilością cukru jest płaskość, jakaś taka zwietrzałość, bylejakość. Nic, co warto zapamię

Baron de Saint Jean Cuvée Prestige Bordeaux 2019 z Aldi - recenzja

Jakiś czas temu trafił mi się prosty kupaż bordoski z Aldi. W środku znajdziemy Merlot, Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc, jednak nie podano proporcji. Czy warto było wydać kilkanaście złotych? W sumie… tak. Wino o ciemnej barwie, klarowne. Przyjemnie skrzy się w kieliszku, gdy uniesiemy szkło w stronę słońca. Nos ewidentnie młody, owocowy: maliny, wiśnie, pestki, lekkie nuty wanilii, lukrecji. Prosto i dość przyjemnie, choć nieco pustawo. Aromat mógłby być nieco mocniej skoncentrowany, ale nie jest źle. Usta również niczego sobie. Wino jest zadziwiająco pijalne, owocowe i lekkie. Nieco cierpkie, taniny bardzo delikatne, pojawiają się liście porzeczki, czerwone i czarne owoce. Lekko rozgrzewa w przełyku, zawartość alkoholu to 13.5%. Gdy pierwsze, zadziwiająco pozytywne wrażenie mija, a wino chwilę pooddycha, smakuje już nieco mniej imponująco. Ot, prosty, tani, pijalny nielat z Bordeaux. 2.75/5.  Pijalne, w tej cenie warto kupić choć raz. Nada się do obiadu lub na grilla. Szczerze, je

Isla Negra Exclusive Edition Reserva Carmenère 2020. Recenzja

Oj, jest bardzo dobrze. Może nie rewelacyjnie, wszak Isla Negra w dalszym ciągu pozostaje winem dostępnym za kilkanaście złotych, ale najnowszy rocznik zdecydowanie jest warty uwagi. Po raz pierwszy zetknąłem się z tą serią jakieś dwa lata temu i byłem zdziwiony, że za taki niewielkie pieniądze można dostać wino pijalne, oferujące przyzwoity stosunek ceny do jakości. Pod warunkiem, że bierzemy pod uwagę wina w zakresie cenowym 10-30 zł. Było znośnie, trunek miał dość spójną strukturę, owocową dominantę z taniczną nutką w tle. Za te 16 ziko ujdzie. Tym razem jest lepiej. Nos i usta dość spójne, więc opiszę wszystko w jednym akapicie. Właściwie powinny wystarczyć dwa słowa: Sok porzeczkowy. No, może w nosie bardziej liście porzeczki i odrobina wiśni, ale w ustach dominują czarne owoce. Jest fajnie, owocowo, wino jest w miarę krągłe i bardzo pijalne, choć końcówka wydała mi się lekko przyciężkawa. Alkohol, mimo iż mamy tu ponad 13% jest dobrze ukryty. Czuć młodość wina i fakt, że zostało